niedziela, 17 lipca 2011

Różowe gówno.

Po pierwsze, wkurwiają mnie nadopiekuńcze matki swoich synów. W ogóle nadopiekuńczość mnie drzaźni, pod każdą postacią.
Irytują mnie zdjęcia ludzi na nk i fb zaraz po obronie, w czarnej kiecuni z białą bluzunią a w dłoni okładka z napisem "Praca dyplomowa". Po co, po co pytam się to wstawia? Kogo interesuje moja, twoja i kogoś tam nauka? Jeśli nie wystarczy ci własne zadowolenie, pochwała mamusi, uścisk ręki tatusia i 50 zł na lody... TO MASZ PROBLEM! Każdy by chciał (nie)szczerych gratulacji, poprawienia swojej wartości, uznania w oczach innych. A ja mam ochotę podpisać takie zdjęcie... to cud(!), przez całe liceum byłaś głąbem, totalnym głąbem który nawet nie liznął jakiejkolwiek nauki, byłam pewna, że nie zdałaś matury, a tu proszę dyplom! Proszę napisz w jakiej szkole na jakim kierunku. Jestem niesamowicie ciekawa, gdzie ci się to udało... Wkurwia mnie to, bo głąb który zawsze pozostanie głąbem. A w dodatku szczyci się swoją porażką, podpisaną przez jedną (siostrę, koleżankę) osobę... gratuluje wytrwałości. Myślę, że w każdym ze znajomych wzburza to podobne przemyślenia do moich .

Kolejne. Grochola i jej nowa książka z córką. Porażka. Stracone kilka ładnych godzin z mojego życia. Jak skończyłam czytać, spojrzałam na okładkę i pomyślałam... Różowe gówno! (Miały autorki problem z tytułem, myślę, że ten byłby bardziej chwytliwy niż Makatka).  Najgorsza książka Grocholi. A do tej pory lubiłam od czasu do czasu zachłysnąć się nadrealną lekkością.

I ostatnie. Park linowy... jeśli macie tylko okazję. POLECAM. Byłyśmy wczoraj. Spędziłyśmy tam ponad 3 godziny, przeszyłyśmy trzy trasy. Ostatnią na wysokości 10 metrów. Skakałyśmy na linie jak tarzan, zjeżdżałyśmy 80 metrów na linie od drzewa do drzewa, było ciężko. Dłonie drżały, wyobraźnia szalała, ale było warto. Niesamowite wrażenia, współpraca, komunikacja, byłyśmy zdane tylko na siebie.
Polecam również po tak intensywnym wysiłku młode ziemniaczki z koperkiem z jajkiem sadzonym na boczku wędzonym i do tego mizeria z młodych ogórków. Szybko i okrutnie pysznie, szczególnie gdy przygotowane jest to ze szczyptą miłości.

wtorek, 5 lipca 2011

Robotniczka


Szef:
Pani (i tu pada nazwa mego imienia) chciałbym pogratulować a zarazem poinformować że awansowała Pani na stanowisko... bla bla bla... regułka piękna, uśmiech na twarzy, błysk w oku, uścisk dłoni.
Ja:
Och dziękuje, jaka jestem zaskoczona, jak mi miło. Jeszcze raz dziękuje.. bla bla bla... zaskoczenie, wewnętrzny paraliż, uścisk dłoni i stówka do wypłaty.

Taki chwile cieszą bardzo. Jestem typem człowieka który nie pracuje dla lepszego stanowiska przed nazwiskiem (tylko dla tabliczki na drzwiach gabinetu;), najważniejsze żeby każdego tego samego dnia, każdego kolejnego miesiąca kasa wpływała na konto.A takie sytuacje szybko po mnie spływają, szopki. Bardziej mnie cieszy umowa na czas nieokreślony. Możliwość wzięcia kredytu na mieszkanie, spokój psychiczny. Cieszy mnie również premia za działanie, za faktyczną pracę jaką robię, cieszą mnie słowa uznania od samego guru.

Dzisiaj w pracy spotkałam się ze ścianą. Miałam ochotę ze złości, stłumionej złym stanem psychiczno - fizycznym, nakrzyczeć jak ludzi którzy jak strusie chowali głowy pod biurka, żeby tylko nie wyszło jak partaczą swoją robotę, żeby nie spadła na nich wina bezpośrednio. Każdy, jeden za drugim, jak szczury spierdalali. Żyjemy w świece techniki, komputerów, dziennie minimum 8 godzin przed monitorem, każdy pracuje na tych samych programach, ba, mając, co chyba jest oczywiste w jednej firmie, tych samych klientów. Ale nie przeciągając. Okazało się że od kilku lat nie została stworzona aktualna baza naszych bezpośrednich odbiorców. Każdy ma jakąś tam bazę, żadnej wspólnej, żadnej pełnej, każda inną nie mająca wspólnego mianownika. Po 30 minutowych poszukiwaniach dostałam ponad 20 różnych baz. I co najlepsze nie można było z nich zrobić nic. Jedynie metodą na wujka Freda Flinstona jak w epoce kamienia łupanego rekord po rekordzie tylko przepisać. Szlag mnie trafił. A jak łatwo idzie się domyślić klientów nie mamy 100 ani 200 ;/ I tak właśnie ludzie utrudniają sobie życie, codziennie.

Poza tym średnio się czuje, mam chyba przemęczenie materiału i już odliczam dni do wakacji.

sobota, 2 lipca 2011

Wakacje!!

Wakacje (czyt. urlop) zbliżają się wielkimi krokami. Już nie mogę się doczekać.. chyba najbardziej tego zupełnego luzu psychicznego, odprężenia, słońca, długich spacerów w upale po nieznanej ziemi. Nie mogę się doczekać tych wszystkich poranków, zaczętych uśmiechem, całusem, niekończącym się tuleniem, gdzieś w obcym miejscy w cudzej pościeli.