środa, 7 września 2011

BIC MAC + kanapka z rybą

Do dupy czas! Od kilku dni, z dnia na dzień co raz bardziej, dopada mnie jakiś dół. W sumie powodów mogłoby być przynajmniej kilka ale to chyba, tak do końca żaden z nich. Czuję się jakaś taka... (o!) wyjałowiona. Wpierdalam o 21 bic mac'a + kanapkę z ryba, a tak na poprawę nastroju. Dziesiątki cukierków, najlepiej czekoladowych, za jednym podejściem. A dupa rośnie, a to samopoczucie na które to wszystko ma działać jakby nawet nie drgnęło. Tylko gdzieś koło 22.15 dopadają mnie wyrzuty... po co to kurwa jadłam, przecież głodna nie byłam, później ile trzeba się męczyć żeby to zrzucić. A niestety zrzucanie to z 5x gorzej idzie niż przybieranie.
Najchętniej spakowałabym się gdzieś wybyła, wpizdziet! Najlepiej na wschód, na rok - ruski podszkolić.
Obiecałam fotki z zachodu (gdzie prawie jak u ruskich), ale póki co na obiecankach pozostanie, bo czasu, ani chęci, ni ma.
Problemy się pojawiły... a moja reakcja automatyczna gdzieś w okolicach kości potylicznej krzyczy SPIERDALAAAJ!
Ale nie tym razem. Koniec z technikami ucieczkowymi! Kocham, pragnę, pożądam... i jestem kochana. Dlatego właśnie krzyczę, ja, głośno i wyraźnie, świadomie, wprost z płata czołowego... PIERDOLE, ZOSTAJE!

Tu jest moje życie, mój dom, moja miłość... ZOSTAJE NA ZAWSZE!



czwartek, 11 sierpnia 2011

1 dzień

Już tuż tuż...

a pozostało mi tylko do załatwienia

3) kantor (ojro - idzie w górę;/ )
12) tankowaniem
14) zmywanie, tak koniecznie muszę pozmywać przed wyjazdem.
15) spisać adresy osób do których wyślę kartkę x 2
20) 'zadanie domowe' z czerwca, koniecznie odrobić. 1/2 zrobiona;)
22) ...pewnie o czymś zapomniałam!


Jestem podekscytowana niesamowicie. To wszystko jest dla mnie takie niewyobrażalne.

I tak bardzo boję się lecieć.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

4

Dzwoni telefon...
Dzień dobry biuro podróży Triada mamy dla Pani pewną propozycję...
Proponujemy zamienić pani hotel, na lepszy o lepszym standardzie i zapewne lepszym wyżywieniu. Pytam czy tak za darmo! Pani mówi że za darmo tylko, że to będzie w innej miejscowości. Mówię proszę podać dane hotelu i zadzwonić za godzinę. Sprawdzam i dzwonie do Złotka. Złotko mówi ok dam Ci znać tylko poczytam, ja też w tym czasie czytam...
Okazuje się, że hotel może i jest lepszy, jedzenie może i też lepsze... ale.. no właśnie jest małe ale... znajduje się w miejscowości gdzie jedyną atrakcją jest główna ulica miasta budząca się do życia około 23, a w dzień syf bród i obrzygane chodniki. W tym czasie dostaję smsa... Nie jedziemy tam. Dodatkowym minusem jest fakt iż owa miejscowość znajduje się ponad 200 km od plaż na których mamy zamiar się byczyć godzinami. Ot tak chcieli nas wkręcić po dobroci ;) ale się nie dałyśmy!

Więc tym sposobem za 4 dni już w pełnej gotowości będziemy czekały na wylot do malutkiej wioski rybackiej gdzieś na ogromniastej wyspie gdzie zamieszkamy wśród skorpionów, tarantul i różnorakich węży - mam nadzieję, że żadnego takiego stworka nie spotkamy na swojej drodze.
 A póki co pozostaję jeszcze kilka spraw do załatwienia:

1) szkoła (kwity)
2) apteka (plasterki, tabletki na STOP, przeciw bólowi, żel do rączek antybakteryjny)
3) kantor (ojro - idzie w górę;/ )
4) fryzjer (golić proszę)
5) kosmetyczka (delikatne strzyżenie)
6) pranie
7) prasowanie
8) pakowanie
9) rezerwacja parkingu ( zadzwonić do Jana) - Jan miał już wszystko zajęte ale polecił zięcia... dobrego zięć ma teścia :]
10) zakup akumulatorków do aparatu
11) zakup opakowania na aparat do podwodnych zdjęć - wierzę, że pan z allegro się streści i dojdzie na czas.
12) tankowanie
13) zakupy... ciuchowe...kosmetykowe... spożywczowe.- najbardziej się cieszę z 2 kapeluszy :D
14) zmywanie, tak koniecznie muszę pozmywać przed wyjazdem.
15) spisać adresy osób do których wyślę kartkę x 2
16) zrobić dokładną listę ze Złotkiem
17) kupić przewodnik po wyspie.
18) zadzwonić do właściciela, powiedzieć że rachunki zapłacę z opóźnieniem.
19) lekarz
20) 'zadanie domowe' z czerwca, koniecznie odrobić.
21) kupić pudełeczko na pierścionek. - z papieru jest, ale urocze... inne, już nie mogę się doczekać tego dnia.
22) ...pewnie o czymś zapomniałam!



O tak, dokładnie tu będę odpoczywać już niebawem ;) 


czwartek, 4 sierpnia 2011

8

8 dni do wyjazdu... wylotu.

Lista do załatwienia przed...

1) szkoła (kwity)
2) apteka (plasterki, tabletki na STOP, przeciw bólowi, żel do rączek antybakteryjny)
3) kantor (ojro - idzie w górę;/ )
4) fryzjer (golić proszę)
5) kosmetyczka (delikatne strzyżenie)
6) pranie
7) prasowanie
8) pakowani


11) zakup opakowania na aparat do podwodnych zdjęć
12) tankowanie
13) zakupy... ciuchowe...spożywczowe.
14) zmywanie, tak koniecznie muszę pozmywać przed wyjazdem.
15) spisać adresy osób do których wyślę kartkę x 2


18) zadzwonić do właściciela, powiedzieć że rachunki zapłacę z opóźnieniem.
19) lekarz
20) 'zadanie domowe' z czerwca, koniecznie odrobić.
21) Kupić pudełeczko na pierścionek.
22) ...pewnie o czymś zapomniałam!

Już myślami jesteśmy tam daleko, w morzu o temp 26 C... :)

wtorek, 2 sierpnia 2011

10

10 dni do wyjazdu.

Lista do załatwienia przed...

1) szkoła (kwity)
2) apteka (plasterki, tabletki na STOP, przeciw bólowi, żel do rączek antybakteryjny)
3) kantor (ojro - idzie w górę;/ )
4) fryzjer (golić proszę)
5) kosmetyczka (delikatne strzyżenie)
6) pranie
7) prasowanie
8) pakowanie
9) rezerwacja parkingu ( zadzwonić do Jana)
10) zakup akumulatorków do aparatu
11) zakup opakowania na aparat do podwodnych zdjęć
12) tankowanie
13) zakupy... ciuchowe...kosmetykowe... spożywczowe.
14) zmywanie, tak koniecznie muszę pozmywać przed wyjazdem.
15) spisać adresy osób do których wyślę kartkę x 2
16) zrobić dokładną listę ze Złotkiem
17) kupić przewodnik po wyspie.
18) ... pewnie o czymś zapomniałam!



A później tylko frrrrrr....... :)

niedziela, 17 lipca 2011

Różowe gówno.

Po pierwsze, wkurwiają mnie nadopiekuńcze matki swoich synów. W ogóle nadopiekuńczość mnie drzaźni, pod każdą postacią.
Irytują mnie zdjęcia ludzi na nk i fb zaraz po obronie, w czarnej kiecuni z białą bluzunią a w dłoni okładka z napisem "Praca dyplomowa". Po co, po co pytam się to wstawia? Kogo interesuje moja, twoja i kogoś tam nauka? Jeśli nie wystarczy ci własne zadowolenie, pochwała mamusi, uścisk ręki tatusia i 50 zł na lody... TO MASZ PROBLEM! Każdy by chciał (nie)szczerych gratulacji, poprawienia swojej wartości, uznania w oczach innych. A ja mam ochotę podpisać takie zdjęcie... to cud(!), przez całe liceum byłaś głąbem, totalnym głąbem który nawet nie liznął jakiejkolwiek nauki, byłam pewna, że nie zdałaś matury, a tu proszę dyplom! Proszę napisz w jakiej szkole na jakim kierunku. Jestem niesamowicie ciekawa, gdzie ci się to udało... Wkurwia mnie to, bo głąb który zawsze pozostanie głąbem. A w dodatku szczyci się swoją porażką, podpisaną przez jedną (siostrę, koleżankę) osobę... gratuluje wytrwałości. Myślę, że w każdym ze znajomych wzburza to podobne przemyślenia do moich .

Kolejne. Grochola i jej nowa książka z córką. Porażka. Stracone kilka ładnych godzin z mojego życia. Jak skończyłam czytać, spojrzałam na okładkę i pomyślałam... Różowe gówno! (Miały autorki problem z tytułem, myślę, że ten byłby bardziej chwytliwy niż Makatka).  Najgorsza książka Grocholi. A do tej pory lubiłam od czasu do czasu zachłysnąć się nadrealną lekkością.

I ostatnie. Park linowy... jeśli macie tylko okazję. POLECAM. Byłyśmy wczoraj. Spędziłyśmy tam ponad 3 godziny, przeszyłyśmy trzy trasy. Ostatnią na wysokości 10 metrów. Skakałyśmy na linie jak tarzan, zjeżdżałyśmy 80 metrów na linie od drzewa do drzewa, było ciężko. Dłonie drżały, wyobraźnia szalała, ale było warto. Niesamowite wrażenia, współpraca, komunikacja, byłyśmy zdane tylko na siebie.
Polecam również po tak intensywnym wysiłku młode ziemniaczki z koperkiem z jajkiem sadzonym na boczku wędzonym i do tego mizeria z młodych ogórków. Szybko i okrutnie pysznie, szczególnie gdy przygotowane jest to ze szczyptą miłości.

wtorek, 5 lipca 2011

Robotniczka


Szef:
Pani (i tu pada nazwa mego imienia) chciałbym pogratulować a zarazem poinformować że awansowała Pani na stanowisko... bla bla bla... regułka piękna, uśmiech na twarzy, błysk w oku, uścisk dłoni.
Ja:
Och dziękuje, jaka jestem zaskoczona, jak mi miło. Jeszcze raz dziękuje.. bla bla bla... zaskoczenie, wewnętrzny paraliż, uścisk dłoni i stówka do wypłaty.

Taki chwile cieszą bardzo. Jestem typem człowieka który nie pracuje dla lepszego stanowiska przed nazwiskiem (tylko dla tabliczki na drzwiach gabinetu;), najważniejsze żeby każdego tego samego dnia, każdego kolejnego miesiąca kasa wpływała na konto.A takie sytuacje szybko po mnie spływają, szopki. Bardziej mnie cieszy umowa na czas nieokreślony. Możliwość wzięcia kredytu na mieszkanie, spokój psychiczny. Cieszy mnie również premia za działanie, za faktyczną pracę jaką robię, cieszą mnie słowa uznania od samego guru.

Dzisiaj w pracy spotkałam się ze ścianą. Miałam ochotę ze złości, stłumionej złym stanem psychiczno - fizycznym, nakrzyczeć jak ludzi którzy jak strusie chowali głowy pod biurka, żeby tylko nie wyszło jak partaczą swoją robotę, żeby nie spadła na nich wina bezpośrednio. Każdy, jeden za drugim, jak szczury spierdalali. Żyjemy w świece techniki, komputerów, dziennie minimum 8 godzin przed monitorem, każdy pracuje na tych samych programach, ba, mając, co chyba jest oczywiste w jednej firmie, tych samych klientów. Ale nie przeciągając. Okazało się że od kilku lat nie została stworzona aktualna baza naszych bezpośrednich odbiorców. Każdy ma jakąś tam bazę, żadnej wspólnej, żadnej pełnej, każda inną nie mająca wspólnego mianownika. Po 30 minutowych poszukiwaniach dostałam ponad 20 różnych baz. I co najlepsze nie można było z nich zrobić nic. Jedynie metodą na wujka Freda Flinstona jak w epoce kamienia łupanego rekord po rekordzie tylko przepisać. Szlag mnie trafił. A jak łatwo idzie się domyślić klientów nie mamy 100 ani 200 ;/ I tak właśnie ludzie utrudniają sobie życie, codziennie.

Poza tym średnio się czuje, mam chyba przemęczenie materiału i już odliczam dni do wakacji.

sobota, 2 lipca 2011

Wakacje!!

Wakacje (czyt. urlop) zbliżają się wielkimi krokami. Już nie mogę się doczekać.. chyba najbardziej tego zupełnego luzu psychicznego, odprężenia, słońca, długich spacerów w upale po nieznanej ziemi. Nie mogę się doczekać tych wszystkich poranków, zaczętych uśmiechem, całusem, niekończącym się tuleniem, gdzieś w obcym miejscy w cudzej pościeli. 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Dwie świece, dwa talerze i tylko ja i Ona

W pracy zadyma na maxa, a świadczy o tym cisza panująca w pokoju. Dzieje się niesamowicie wiele. Mam nadzieję że od lipca trochę z nas zejdzie. A wracając, u mnie w pokoju zawsze jest coś omawiane, analizowane, uzgadniane itp., a kiedy zapada cisza to znak, że robota nas przerasta. Lubię ten dźwięk, kiedy w pokoju słuchać tylko stuk klawiatur i klik myszki, właśnie wtedy odczuwam spokój. Tylko wtedy czuję spokój w pracy, kiedy de facto praca mnoży się w oczach.

Przede mną piękny wieczór. Przygotowuję kolację. Takie klimaty bardzo lubię. Świece, pyszne jedzenie, co drugi kęs buziak od wspaniałej kobiety. Uwielbiam Jej usta pełne smaków - dziś to będzie smak Włoch, boloński pomidorowy - oliwkowy smak.

niedziela, 26 czerwca 2011

na rabotu!

Laba się skończyła. Choroba poszła w zapomnienie. A dzisiaj trzeba ubrać mundurek i zasuwać do pracy.
Ale najpierw obiadek u mojego Złotka :]

Tortilla z kurczakiem i sosem tzatziki.











To będzie szybki, pełen energii tydzień!
Lubie tak ;)

piątek, 24 czerwca 2011

Wypadek

Podjeżdżam, leży skuter, jeszcze koło się kręci. Z auta które uderzyło wybiegają ludzie. Samochody się zatrzymują. Do dziewczyny, która została potrącona, która powoli wstaje, jest w zupełnym szoku - podbiega baba z auta które uderzyło. Owa baba szapie za rękę, za całe ciało poturbowaną młodą kobietę, czarna na twarzy od asfaltu, z poobdzieranym odzieniem, stara się bronić - co wygląda tak jakby się biły, ta baba do niej krzyczy, drze mordę. Facet ogląda samochód. Auta zaczynają tworzyć korek bo jakiś zszokowany tym co zobaczył świadek, a nawet dwóch świadków, zaparkowało swe auta przy osi jezdni zostawiając włączone awaryjne. Jeden samochód dalej jakiś bezduszny gbur otwiera okno, zapewne korbką, w swym zardzewiałym blaszaku i drze koparę (na uderzającego w skuter): "Co ty chuju odpierdalasz? Popierdoliło cię! Wypierdalaj tym rzęchem ze środka, bo się zaraz wkurwię i ci przypierdolę! Nie rozumiesz skurwysynu co do ciebie mówię?!" Facet - sprawca bądź poszkodowany- w jeszcze większym szoku, bez słowa wciąż ogląda swój samochód, na którym nie ma nawet ryski.
To była chwila, moment, jak powolne przesuwanie się klatek filmowych. Ludzie zupełnie spanikowali, jakby nikt nie widział pewnie stanęli by w rządku i zaczęli krzyczeć: AAA stała się krzywda!!! Buba, beee, a feee!! Niech ktoś coś zrobi, bo ja to tylko krzyczeć mogę! Nigdy nie chciałabym się znaleźć w takie sytuacji. Kilka minut później przyjechało pogotowie.Sytuacja została opanowana. Nikomu nic poważnego się nie stało.

A prawda jest taka.. skrzyżowanie jest beznadziejne, źle oznakowane, dziury i do tego dochodzi ktoś na skuterze kto nie ma pojęcia o ruchu drogowym i tragedia gotowa. Na szczęście tym razem nic się nie stało.

czwartek, 23 czerwca 2011

Świętojebliwa..

Świętojebliwa to ja nie jestem. Ale korzystam z tego święta, jako wolnego, dnia wolnego. Dobrze że ktoś to wymyślił, w czerwcu (taka ładna pogoda), tylko dlaczego we czwartek akurat (wiem, wiem to tylko w tym roku tak).
Zamierzam dobrze wykorzystać Boże Ciało, tfu tfu to znaczy święto Bożego Ciała.
Plan na ten szczególny dzień dzisiejszy jest mało szczególny. Będę spacerować, leniuchować, tulkać i miziać, uśmiechać i kochać - kochać każdym spojrzeniem w jej błękitne aryjskie oczy.



Przyjemnych spacerów po kwiecistych dywanach!
Ahoj  :)

wtorek, 21 czerwca 2011

Lody, lody na patyku!

Lato wszędzie, a ja leżę w łóżku i choruję. Mam nadzieję, że to przejściowe.
A plany na to lato ogromne:
oświadczyny
gorące wakacje na małej wyspie
wszechobecny luz mi się marzy :)


poniedziałek, 13 czerwca 2011

A było tak...

ZAJEBIŚCIE!!!
Koncert przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Oczywiście popłakałam się na końcu.
I najważniejsze... spełniło się moje marzenie!







Wrażenia nie do opisania.

sobota, 11 czerwca 2011

Dziś jest ten dzień!

---> Kierunek TORUŃ <---
---> Motoarena <---
---> godzina 21:00 <---

R O D   S T E W A R T

pozostało: 10 godzin :)

poniedziałek, 6 czerwca 2011

takie tam...

Ja zawsze na szybko i wielkim skrócie...
Jestem chora i póki co jestem przerażona tą wiadomością - na szczęście to nie jest choroba śmiertelna.
Przyjechał do mnie brat z bluza w ręce, 7 zł na koncie i z nowiną... jestem uzależniony, potrzebuję pomocy, nie ma gdzie mieszkać ani za co żyć. Dziś jest już w ośrodku terapeutycznym. Cieszę się zdecydował, ale myśl, że tak długo nie będziemy się widzieć powoduje, że czuję jakbym tęskniła, a to dziwne bo bywały okresy, że nie odzywał się do mnie nawet 2 miesiące i nie miałam takich odczuć.
Poza tym dzisiaj mija 10 lat od śmierci mojej mamy. I szczerze przyznam, nie mam ochoty na podsumowania, zastanawianie się... choć może i powinnam.
Byłam z moją Ukochaną w moim mieście rodzinnym. Poznała trochę mój region ale także rodzinę.
Za niespełna tydzień jedziemy na koncert Roda Stewarta z czego cieszę się niezmiernie. Tym bardziej, że moim marzeniem było znaleźć się na koncercie a bilety wygrałam (jak otworzyłam kopertę nogi mi się ugięły i oblał mnie zimnu pot z radości). 
Moje Złotko trzyma mnie w pionie. Daje nadzieję i radość. Daje mi miłość.

poniedziałek, 16 maja 2011

Powrót !

Pewnie tylko chwilowy bo wiele się dzieje, oj dzieje! :)

Byłyśmy na fantastycznej majówce sam na sam, tylko ona i ja całe 4 dni, było... nie do opisania!
Patrząc na nią mam ochotę Ja zjeść, kawałek po kawałeczku, wgryzać się w Jej seksowne powalające ciało, mam ciarrrry jak to pisze;]
Czas zapieprza jak oszalały, były święta, wolne majowe, teraz weekendy koncertowe. Wszystko powoli zwalnia kiedy kładę się obok niej po całym dniu, kiedy rozmawiamy ze sobą już prawie w ciemnościach by zaraz zasnąć w połowie zdania.Uwielbiam zasypiać a jeszcze bardziej budzić się przy niej, ooo tak poranki działają wysoce pobudzająco ;)
Co raz bardziej, co raz mocniej, intensywniej oszalałam na Jej punkcie!

Rzeczywistość zatracona...
Pozdrowienia z planety zwanej MIŁOŚĆ.

środa, 30 marca 2011

Rodowita niemka tylko moja!

Byłam w domu... znaczy w miejscy gdzie dorastałam, bo mój dom jest tu, teraz. Kupiłam samochód, mój własny, osobisty, zajebisty. Nie pożyczony, użyczony, czy spadkowy. Bardzo się cieszę, choć chyba do końca jeszcze nie wierzę, że ten czarny okularnik z chromowanym grillem na alusach ze srebrną ramką na tablicy rejestracyjnej stojący pod klatką jest mój.
W domu (czyt. mieście rodzinnym) spotkałam brata, najmłodszego, najbliższego, ukochanego, który (już wiem) nie chciał się ze mną spotkać. A spotkałam go w piekarni, przypadkiem. Był ZDZIWIONY że mnie widzi i odniosłam wrażenie, że najchętniej by uciekł. Ale nie uciekł a podszedł... tara ra ram (!), rozerwana górna warga, napuchnięty, kości szczęki uszkodzone, złamany palec u reki, krótko mówią dostał wpierdol. Nie pytałam, od kogo i dlaczego, bo na pewno by skłamał i zrobił z siebie sierotę, poszkodowanego, a już co raz mniej wierzę w te jego bajki. A najgorsze w tym wszystkim jest to (pomijam to, że być może dostał za długi), że w reku trzymał 0.5 litra wódki a była 10 rano, poniedziałek. Załamka.
Nie mogę mu pomóc, bo on nie chce pomocy.

Staram się nie myśleć, nie przejmować. Bo dzieją się wokół mnie i we mnie tak niesamowite rzeczy, że czuję się jakbym wciąż chodziła otumaniona, zawieszona w przestrzeni. Jestem roztargniona, zamyślona, zakochana - NA MAXA!

Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru środowego i poranka czwartkowego;)

To jest tydzień pod znakiem... ;)


czwartek, 24 marca 2011

Zawiodłam

Kiedy się poznałyśmy, byłaś dla mnie tylko piękna. Cudowny onieśmielający uśmiech, długie szczupłe nogi, i dłonie które tak silnie zapadły mi w pamięć już po pierwszym spotkaniu. Byłaś chodząca tajemnicą, mówiłaś o sobie niewiele. Nie znałam Twojego charakteru, obyczajów i zwyczajów. Nie wiedziałam kim jesteś. Byłaś wobec mnie bardzo ostrożna, nie dopuszczałaś mnie do siebie, a ja nie nalegałam. Nie chciałam Cię przestraszyć, zniechęcić, chciałam Cię poznać. Każdego tygodnia odkrywałaś bardzo świadomie jakąś niewielką cząstkę siebie. Przeżyłyśmy ze sobą wiele chwil, głównie tych dobrych, pozytywnych. Zakochałam się w Tobie bardzo szybko, nawet nie wiesz jak bardzo... pamiętasz ten spacer kiedy rozmawiałyśmy o przestrzeni, kiedy usiadłyśmy pod moim blokiem na ławce i mówiłyśmy o kochaniu, o tym co to dla nas znaczy, byłam wtedy twarda, mówiłam o budowaniu miłości, jak fundamenty pod dom... a wtedy już wiedziałam, że zakochałam się w Tobie po same uszy. Ale zakochanie to nie wszystko, w tym wszystkim byłam odrobinę racjonalna, bo wciąż nie wiedziałam kim jesteś.
Długo czekałam na Twoje zaufanie, które przychodziło falami. Z zaufaniem przychodził również mój zachwyt Tobą, Twoim wnętrzem, strukturą myślenia, Twoim zachowaniem i Twoimi zwyczajami. Z każdym wspólnie spędzonym porankiem, z każda przegadaną godziną czułam że jesteś co raz mi bliższa, a zarazem zupełnie inna. Jesteś całkowitym przeciwieństwem mnie. Jesteś tą osobą w której ramionach chce się ukryć i wypłakać jak jest mi źle, jesteś tą osobą do której dzwonię kiedy mam ochotę się wykrzyczeć, kiedy coś mnie wkurzy, lub pochwalić jakimś małym sukcesem. Jesteś tą osoba która jak nikt inny potrafi mnie zmotywować. Jesteś kobietą... która o szóstej rano w dziesięć minut potrafi sprawić, że pot leci mi po plecach, a serce bije 180 razy na minutę, a krzyk tłumi Twój palec w moich ustach. Jesteś kobietą delikatną, zmysłową a zarazem twardą, i nie mówię tu tylko seksie, a to połączenie powoduje niezapomniane przeżycia, wszędzie, nie tylko w łóżku. Jesteś kobietą której dotyk powoduje ciarki na całym ciele, której delikatny pocałunek budzi w środku nocy. Kobietą, której stopy całuje kiedy mocno zaśnie, delikatnie liżąc czubkiem języka od pięty po sam duży palec. To przy Tobie czuję się potrzebna, kochana, czuję że o mnie dbasz i nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. 

Przez ostatnie kilka dni prawie zniszczyłam to wszystko co nas łączy. Przez własną głupotę. Utraciłam Twoje zaufanie, które jest dla mnie tak cenne, tylko dlatego, że nie zrozumiałam jak ważne jest To dla Ciebie, że chlapnęłam jęzorem bez opamiętania. Jest mi wstyd i źle się z tym czuję, że Cię zawiodłam. Po naszej rozmowie telefonicznej, wtedy kiedy po prostu Ci o tym powiedziałam, kiedy w Twoim głosie usłyszałam smutek a nie złość, poczułam, że świat usuwa mi się spod stóp, nie wiedziałam co mam zrobić, jak mam wytłumaczyć swoją głupotę. Zaczęłam panikować. Wiedziałam, że nie chcę Cię stracić, za bardzo, za mocno Cie kocham. Choć to kocham w tamtej chwili zabrzmiałoby jak ostatnia deska ratunku. Wiec nie padło, świadomie. Ty weszłaś do mojego domu, powiedziałaś kilka zdań, tak dojrzałych, przemyślanych, sensownych, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć bo na usta cisnęło się tylko dziękuje. Tego też nie powiedziałam, bo zawsze odpowiadasz: Nie dziękuj!
Kolejnego dnia wydarzyło się coś, co dla mnie było nierealne, nieprzewidziane. Ale tak na prawdę bez znaczenia. Wiem, że te słowa, które wczoraj tu przeczytałaś zabolały. Jest mi bardzo źle, bo nie powinnaś ich widzieć, to było kiedyś w moim życiu i teraz nie ma znaczenia. ŻADNEGO. A wiedz o tym, że papier przyjmie wszystko, tak samo jak to, że liżę Cie w nocy po stopach i między palcami, co przecież jest zwyczajnym kłamstwem, w które każdy kto to przeczytał zapewne uwierzył. Tamte słowa to był wpływ chwili, wspomnienie, za które teraz muszę ponieść konsekwencje.

Złotko! (niestety tu nie mogę Cię nazwać inaczej)
Jesteś dla mnie najważniejsza. Jesteś radością każdego mojego dnia. Nigdy chyba do takiego stopnia nie uzewnętrzniałam się publicznie ale muszę, chcę to napisać.
Kocham Cię. Ta sytuacja jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziła. Chcę iść z Tobą w dalsze życie. Nie będzie łatwo, to wiem. Ale chcę spod Twojego ramienia patrzeć w przyszłość tą bliższą i tą dalszą.

sobota, 19 marca 2011

Złoto w najczystrzej postaci;)

Kota nie ma i nie wiadomo czy będzie. Zadzwoniłam w piątek umówić się na dokładną godzinę odbioru mojego zwierzęcia i okazało się, że (prawie) mój zwierz jest chory. Tydzień temu odłączyli go od cycka matki i się bidulek pochorował, podobno mu odporność spadła. Teraz jest na jakiś lekach i wczoraj miał kroplówkę. Jestem na łączach z obecną opiekunką kota i mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje, bo przecież wyprawka za całe 30 zł czeka ;) 

Dzisiaj znowu przespałam dzień nie robiąc nic konstruktywnego... usprawiedliwiam się tym (sama przed sobą - żeby nie było) że leci mi z nosa i być może coś mnie bierze i należało się wygrzać - więc tak tez uczyniłam.

Z moją... nazwę ją Złotko (po ostatniej wizycie u fryzjera zamiast biała wyszła odrobinę żółta, co w blasku słońca wygląda jak pięknie mieniąca się złotem korona:) spędziłyśmy ostatnią noc wspólnie. Musze dodać, że wspólne spanie zazwyczaj jest dla nas męczące bo się nie wysypiamy, wiercimy... itp. Dzisiaj było inaczej, z boczku na bok razem, z uścisku w uścisk razem, byłyśmy zgrane jak koła zębate w szwajcarskim zegarku. Już nad ranem, poczułam jej poruszenie, tak jakby się zerwała ze snu, poczułam jak oplata mnie od tyłu nogą, jak swoją dłonią szuka mojej dłoni, pocałowała mnie w łopatkę i tak bardzo się we mnie wtuliła. Tak mocno jak nigdy wcześniej. Nie muszę mówić jak wspaniale się poczułam...
Oczywiście rano nie mogła się powstrzymać i powiedziałam mojemu Złotku jak niesamowicie mnie przytuliła, jak bardzo się cieszę, na co ona skwitowała to tak...
No tak pamiętam, bo wiesz miałam straszny sen. Śniło mi się, że się pokłóciłyśmy z mojej winy i jak się obudziłam miałam wyrzuty sumienia, dlatego tak Cię przytuliłam.
Czar prysł, a ja już miałam nadzieje że to przejaw miłości..;) czy chociażby potrzeby bezpieczeństwa po tak brzydkim śnie, a to tylko wyrzuty sumienia.

To nie pierwsza taka sytuacja. Musze dodać, dla jasności, że Złotko charakteryzuje niesamowita twardość, realizm, zupełny brak romantyzmu, mała empatia i ubogość wypuszczania na świat ze swych ust zdań o uczuciach pozytywnych. Przy tym jest niesamowicie kobieca, delikatna i subtelna w obyciu.
I tak np. chcąc zaznaczyć (a może chcąc usłyszeć odpowiedź - ja też) powiedziałam w pewien sobotni poranek... bardzo tak lubię przy Tobie leżeć. Odpowiedź... No to leż.
Całe moje Złotko:) Zabiłaby mnie chyba gdyby się dowiedziała, że tak ją nazywam :)))

A teraz zmykam na hot-dog'a na stację a przy okazji popodziwiać księżyc bo  jest bezchmurne niebo i pełnia, widok zapewne niebiański;) tym bardziej jest dziś blisko.

czwartek, 17 marca 2011

Było lepiej...

Od kilku dni po pracy tylko śpię, po 12... 14 godzin i wstaję zmęczona. Dzisiaj jest lepiej :)
Byłam w sklepie, kupiłam kotu wyprawkę... kosztowała mnie całe 30 zł (takie zakupy to ja mogę robić:) wiem, wiem wydatki będą rosły proporcjonalnie do wielkości kota i pożywienia które będzie pochłaniał. Imienia jeszcze nie wymyśliłam.
Napięta sytuacja w pracy, skończyła się spiną na linii kierownik - pracownik, a ostatnie zadnie tej jakże ciekawej konwersacji brzmiało... " nie wpieprzaj się w moje kierownicze działania". Całe szczęście nie byłam zamieszana w to bezpośrednio.
A poza pracą...

Wspólne poranki są co raz piękniejsze, przegadane wspólne noce są niezapomniane, tylko wciąż mi mało tego cennego wspólnego czasu. Zdarzają się momenty, w których najlepiej jakbyśmy w ogóle na siebie nie patrzyły, iskrzy, ostre słowa, zdania, rzucane czasami zupełnie nie potrzebnie, zawsze z tej drugiej strony. Znamy się tak długo a są chwile kiedy czuję jakbyśmy się dopiero poznawały. Nie pisze mi się łatwo o nas. Może dlatego, że między nami nie ma polotu, spontaniczności, nie ma motylków i tym podobnych pierdół. Choć to przecież jest takie przyjemne. Wszystko jest zaplanowane, przemyślane, przeanalizowane i nie ma możliwości odstępstwa od założonych celów na co najmniej miesiąc w przód.

I znowu negatyw, a miało być pozytywnie! Czuję się odrobinę wypalona, wciąż mi czegoś brakuje. Tak żyję... jakby bez sensu! A przecież nie powinnam...

piątek, 11 marca 2011

15 cm srojtek...

Szkoła... nie chcą wydać mi dyplomu! Bo coś tam, coś tam i muszę dać im pismo z poprzedniej uczelni, w której wszystko jest ogromnym problemem - nawet telefon z prośbą. Wiec sprawa stoi póki co, bo...
Praca. Jest jej dużo za dużo, nikt z niczym się nie wyrabia. Osobiście nie cierpię jak zostaje mi coś z jednego na drugi dzień do zrobienia. A niestety przez ostatnie dwa tygodnie pracy nie ubywa, a wręcz ona się mnoży... nawet nie dodaje. Skutek jest taki, że codziennie jestem bardzo zmęczona i chodzę spać jak sześcioletnie dziecko o 21 czasem 21.30. A weekendy tylko mijają, bo zazwyczaj odsypiam, nie robiąc nic konstruktywnego - bo nie mam siły.

I najważniejsze! Zgłosiłam się do pewnej fundacji i prawdopodobnie po koniec przyszłego tygodnia w moim małym mieszkanku zamieszka ze mną mały 7 tygodniowy kot :D


PIĄTEK!!

niedziela, 27 lutego 2011

Płomień drga a iskry brak

Ostatnie chwile jakże przyjemnego weekendu. Odpoczęłam!
Przez te dwa (w sumie to prawie trzy) dni przeczytałam dwie książki, potrzebowałam oderwania się od codzienności. Ale najdziwniejsze jest to, że zawsze książka wzbudza we mnie jakieś emocje, wiadomo albo pozytywne albo negatywne, ale zawsze jakieś. Tym razem nic. I biorę pod uwagę dwie możliwości, albo są tak słabe (ale podobno nie są), albo coś ze mną nie tak. Żadnych przemyśleń, uwag, nic. Po prostu je przeczytałam. Jakby powiedział Maciek Maleńczuk..."nic mi nie stanęło".
W piątek wieczorem zrobiłam sobie prezent, kupiłam głośniki. Lubię muzykę i zawsze marzył mi się dobry sprzęt. Może ten, który kupiłam teraz nie jest z najwyższej półki ale dźwięk jest o niebo lepszy od moich poprzednich głośników. Zatem piątkowy wieczór minął mi niebywale radośnie - upajałam się czystym dźwiękiem, brzmieniem, głosem, jakby stojącym tuż obok. I to by było na tyle. Od dwóch dni ich praktycznie nie włączyłam, potrzebowałam ciszy, co rzadko się zdarza. Fotel przy grzejniku, świece i książka... Kurwa chyba się starzeje.

niedziela, 20 lutego 2011

Ciepła biel

Siedem dni, które może coś zmieniły.
Owocowy poniedziałek, seksowny wtorkowy poranek, szalona środa, wiadomość czwartkowa i pierwsze piątkowe spotkanie, sportowa sobota, niedziela była...


Jeszcze w punkcie zero, gdzieś w blokach startowych, czekam na sygnał. Wciąż szukam... chyba sama nie wiem czego... IMPULSU!

Nie czytam, nie piszę, nie słucham muzyki... potrzebuje ciszy, chciałabym móc zamilknąć, zniknąć. Poczekać aż coś się wydarzy.

niedziela, 13 lutego 2011

My... oficjalnie.

Po pierwsze - i najważniejsze - obroniłam się!
Z obrony wyszłam zawiedziona, rektor który był obecny na mojej obronie, mówił tylko dalej, dalej i dalej, nie dał mi się wygadać, a miałam wiele do powiedzenia. Obrona na 5.

Po drugie... nie chcę dalej kontynuować nauki. Oczywiście znalazłam ku temu co najmniej kilka dobrych powodów na usprawiedliwienie swojego sumienia a zarazem wewnętrznego głosu (nie, nie mam schizofrenii). Bo przecież chcę kupić mieszkanie, a czesne mnie bezlitośnie ogałaca co miesiąc, bo w końcu będę miała czas podszkolić się z języków, no i najważniejsze... kolejny dyplom o niczym nie świadczy, liczy się to co ma się w głowie lub w rękach i czy potrafi się to wykorzystać w odpowiednim momencie. A poza tym, zawsze kiedy tylko najdzie mnie na to ochota mogę powrócić na studia.

Po trzecie... 6 miesięcy starania się o Nią opłaciło się! Jesteśmy razem. I zauważyłam, że im bardziej odsuwam Ją od siebie, tym Ona jest bliżej mnie. Tak już ma. Ale najważniejsze, że ma to taki skutek jaki powinno mieć;) Dodam jeszcze tyle, że jesteśmy zupełnie różne, nie pasujemy do siebie nawet w jednym centymetrze. Ale czas spędzony wspólnie, kolacje, spacery, poranki są nie do opisania. Może właśnie to, że tak różnimy się od siebie nas przyciąga...

Dzisiejszej nocy bawiłyśmy się u znajomego, kilkanaście kilometrów od naszego miasteczka, co zmusiło nas do zostania na noc. Garstka znajomych (bardziej nieznajomych, mających wspólnego znajomego), winko, domowe karaoke i wyjście na miasto. Było całkiem sympatycznie do momentu kiedy wróciliśmy do domu i ulokowaliśmy się na materacach. Okazało się, że pomimo włączonego ogrzewania w pokoju, w którym spałyśmy jest bardzo zimno. Miałyśmy do dyspozycji tylko dwa koce i siebie. Nie możliwym chyba jest opisanie pozycji w jakiej spałyśmy. Przez całą noc żadna z nas nie ruszyła się z miejsca, żeby nie wywoływać wewnętrznego wiatru z automatycznym wychłodzeniem przestrzeni pod kocami. Za każdym razem kiedy chciałam choć trochę się okręcić Ona ściskała mnie tak mocno, zarówno nogami jak i rękami, bliższej bliskości osiągnąć nie można:). Było bardzo zimno, ale rankiem ta nieprzyjemna temperatura już nam w niczym nie przeszkadzała... a wręcz pobudzała!

piątek, 11 lutego 2011

Święty spokój

Piętek.
Jak bardzo się cieszę, że to już dziś! To był ciężki tydzień, jestem niesamowicie zmęczona. Chciałabym trzech dni ciszy, samotności, spokoju. Niestety to nie możliwe.


Miłego weekendu i dużo uśmiechu życzę!!

środa, 9 lutego 2011

Albo - albo

"Nie powinien pan oddawać się pragnieniom, w które pan nie wierzy. [...] Musi pan albo umieć z tych pragnień zrezygnować, albo pragnąć ich całkowicie i prawdziwie. Jeśli zdoła pan raz prosić tak, że w samym sobie będzie pan pewien spełnienia tej prośby, spełni się ona."
                                                                              Hermann Hesse  




niedziela, 6 lutego 2011

Ranek

Obudziłam się dzisiaj z Jej głową na ramieniu, opleciona nogą, z dłonią na piersi. Pomyślałam - niech ta chwila się nie kończy! Po chwili obudziła się i Ona. Spojrzała na mnie i obdarowała mnie zaskakującym całusem.

Zaczęła robić śniadanie, ja skończyłam. Ja zjadłam, a Ona dopiero zaczynała. Weszła do pokoju z talerzem, usiadła na sofie, przysunęła sobie róg stolika zarazem siadając w rozkroku, jak mężczyzna. Moja tak kobieca kobieta, usiadła jak facet. Wyglądała niebywale seksownie.

To był piękny poranek

piątek, 4 lutego 2011

Obrona pracy dyplomowej

W poniedziałek egzamin dyplomowy!
Dowiedziałam się wczoraj.
Jeszcze nie mam przygotowanej prezentacji.
Jestem w lesie.
Ale nie mam żadnej obawy. Tylko nie wiem jeszcze jak to wszystko wygląda od technicznej strony.

Dowiedziałam się również, że zaliczyłam egzamin z psychologii i jutro mam kolejną kobyłę, z socjologii, a przyznam się szczerzę, że jeszcze nawet nie rzuciłam okiem na wykłady. Zatem czas zacząć działać!


środa, 2 lutego 2011

Takadum

To był dobry dzień. Pozytywny.



Oby jutrzejszy był równie dobry co dzisiejszy!

P.S.
Czy Was też obrzydza reklama Parodontax? Obrzydlistwo!

wtorek, 1 lutego 2011

Plan B... gdzie jest Plan B ?!

Tej nocy nie chce pamiętać.
Tydzień w domu minął mi bardzo szybko. Nie zrobiłam nic, bo nie miałam siły. Tylko spałam i jadłam tabletki. Ale dzisiaj widać już znaczną poprawę. Zatem teraz chcę nadrobić cały stracony tydzień. Zaległe pranie i sprzątanie. Jedna prezentacja do zrobienia i praca semestralna.

I właśnie się dowiedziałam, że moja specjalizacja na studiach nie rusza w tym roku. ZONK !

środa, 26 stycznia 2011

Infekcja

Znowu jestem chora.
Siedem dni uziemienia w domu.
Bolą mięśnie, kości, głowa.
Gardło kłuje, jakby nafaszerowane igłami.
Najgorsze przede mną.
Noc.

sobota, 22 stycznia 2011

Scenka...

Egzamin. Trudny. Punkty dodatnie za dobrą odpowiedź i punkty ujemne za złą odpowiedź. Test się kończy. Profesor prosi o przekazanie kartek w rzędach i złożenie ich na krzesłach najbliższych środkowi sali. Podaję swoją kartkę dziewczynie siedzącej obok mnie, ona sprawdza sobie swoją prace z moim testem i coś poprawia. Nie wiem czy na swoim teście czy na moim. Zatem proszę ja o oddanie mi kartki, bo chciałabym jeszcze coś sprawdzić. Patrzę a w ostatni pytaniu na pierwszej stronie (gdzie powinna być jedna odpowiedź) ona zaznaczyła NA MOIM TEŚCIE inną odpowiedź. Zatem pytam się jej grzecznie. Co to jest? Ona odpowiada: chciałam ci poprawić (ale nie ma przecież poprawek bo są pkt. ujemne). Pytam się jej, czy jesteś pewna swojej odpowiedzi, bo wydaje mi się że moja odpowiedź była poprawna. Ona odpowiada, że teraz to już sama nie wie, ale tak jej się wydaje.

Co zrobilibyście w takiej sytuacji?

A - zrobilibyście aferę na całą sale... "Co ty sobie wyobrażasz, jakim prawem ingerujesz w mój test..."
B - natychmiast zgłosilibyście to profesorowi.
C - wyszlibyście z sali, ponieważ nie jesteście pewni, swojej racji, swojego testu... itp.
D - rozmawialibyście sam na sam z winowajczynią. 

czwartek, 20 stycznia 2011

Krótko

Złożyłam dokumenty do obrony. Czuję jak kamień spadł mi z serca. W ciągu następnych 2 tygodni obrona.
A teraz czas zacząć się poważnie zastanawiać nad tematem kolejnej pracy dyplomowej. I sesja tuż tuż. Ale czuje, że w tym semestrze będzie dobrze.
A tymczasem... czas zabierać się za tłumaczenie pisma 6 stronicowego... auf Deutsch!

niedziela, 16 stycznia 2011

Dieta, pot i dieta

To koniec pierwszego tygodnia mojej diety. Od poniedziałku zaczęłam regularnie chodzić na siłownię i spinning. Stosuję dietę i wciąż chodzę głodna. Pierwszy kryzys za mną, pierwsze zakwasy i pierwszy przeszywający mózg głód. A wszystko po to by na wadze pojawiło się 10 kg mniej, a mój brzuszek żeby znowu wyglądał tak...

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Poniedziałkowo

Nowy tydzień. Poniedziałek. Obudziłam się zestresowana, ponieważ miałam dziwny sen. Śniła mi się moja rodzina - ale nie cała, była też scena, pani prowadząca, telewizja i pogrzeb. Pamiętam, że bałam się spojrzeć w bok, na uroczystość pogrzebową. I nagle taka wstawka, jak wszyscy siedzimy w domu i wiemy, że umarła babcia (nigdy nie było takiej sytuacji), babcia za którą nie przepadałam, i zastanawiamy się w co ubrać babcie do trumny. Czuję to przerażenie które mnie ogarnia. Przez drzwi od pokoju wchodzi... babcia, w koszuli nocnej i w rękach trzyma czarną suknie. Patrzę na nią i wiem przecież, że ona nie żyje. Ale ona jest taka wyraźna, prawdziwa, realna. Wlepiam wzrok w dywan, obejmuję głowę rękoma i czuję przerażająca ciszę, pustkę, wszyscy na tą chwile zamierają. I słychać jak przesuwają się drzwi od szafy - same, bo wszyscy są w pokoju. W tej samej chwili kiedy drzwi szafy uderzają o ściankę boczną, zaczyna delikatnie czuć ruch ziemi. Coś co w moich rodzinnych rejonach nazywamy tąpnięciem. Otwieram oczy i wiem, że mam taką szafę, że to może u mnie sama się ruszyła, ale to tąpnięcie - przecież tu nie trzęsie. Czuję napięcie, obawę, strach. Łapię za telefon, godzina, 5:47, adrenalina 70/100, poniedziałek, czas wstawać, czas do pracy. Z każdą kolejna minutą strach mija..


Miłego tygodnia!

środa, 5 stycznia 2011

Kasiu F. oto moja Lista Zjedzonych Książek w 2010:)

Niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć książek czytanych przed wrześniem, z powodów mniej lub bardziej przyciemnych. Dlatego też jest to lista tylko z kilku ostatnich miesięcy:

1. Inteligencja emocjonalna - Daniel Goleman
Nie zaskoczyła mnie, nie pochłonęła, ukazała w sposób szczegółowy i szczególny emocje, jako bardzo ważny czynnik naszego życia.
2. Upoważnienie do szczęścia - Katarzyna Grochola
Grocholę czytałam i będę czytać, oczywiście wszystko co w nadmiarze szkodzi więc się ograniczam. Ta książka to kilka opowiadań, dzięki którym można się zapomnieć choć na chwilę w codzienności. Włamać się do prostego i lekkiego życia bohaterów. Zawsze pozytywnie.
3. Oskar i Pani Róża - Éric-Emmanuel Schmitt
Czytałam chyba po raz 4ty. Za każdym razem dostrzegam w niej coś innego. Za każdym razem płacze. Piękna.
4. Zielone drzwi - Katarzyna Grochola
Zdałam sobie sprawę, że tyle jej przeczytałam a nie wiedziałam. Nie wiedziałam, kim była, co robiła, jakie miała momenty szczęścia a jakie smutku. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chyba nigdy człowiek nie zastanawia się czytając książkę jakim człowiekiem jest autor. Ta książka powoduje niespodziewane, niezapomniane wybuchy śmiechu ale i chwile intensywnych przemyśleń. Prawdopodobnie dzięki temu, że Grochola opisuje w niej siebie, ta pozycja jest najlepszym dziełem jakie wyszło spod jej palców.
5. Czarownica z Portobello - Paulo Coelho
Coelho jak zawsze daje do myślenia, a tym razem dodatkowo zaskakuje. Gdyby nie ten zwrot akcji na końcu książki, powiedziałabym że średnia... ale nie powiem:)
6. Przeżycie - Przebudzenie - Przemiana -  Monika Jaworska - Witkowska  i Lech Witkowski
"Inicjacyjne dynamizmy egzystencjalne w prozie Hermanna Hessego". Po przeczytaniu tytułu stwierdziłam, będzie tragedia (musiałam to przeczytać na zaliczenie). Kiedy otworzyłam  i przeczytałam kilka stronic pomyślałam, zgon... umarł w butach. Czytałam ją kilka razy. chyba ze 3. Trzy pod rząd. I powiem jedno... porusza takie płaszczyzny życia, o których większość ludzi nawet nie ma pojęcia. Rewelacyjna. Trzeba tylko się w nią zagłębić, całkowicie. Choć spróbować zacząć myśleć tak jak jej autorzy..
7. Walkirie - Paulo Coelho
Ogromna magia. Co nie do końca mi odpowiada. Ale kusi. I podpowiada. Delikatnie nie wprost. Po po przeczytaniu jej zadałam sobie pytanie... co ja robię, żeby nie stać się niewolnikiem swojego codziennego rytuału?
8. Przeszukiwanie humanistyki, od inspiracji do inicjacji  - Studenckie próby...
Cieszę się, że powstają takie publikacje. Czuję że ta książka mogłaby być co najmniej dwa lub trzy razy taka jak jest (objętościowo), a ja mogłabym dorzucić do niej swoje pięć groszy i większość z was również.
9. O sztuce miłości - Erich Fromm
A zaczyna się tak... "Książka ta musi rozczarować każdego...". Fromm rozłożył miłość na czynniki pierwsze. Z góry obala miłość na podstawie filmów i seriali telewizyjnych. Przedstawia ją taką jaką jest. Nie zawsze, czułą, muskającą, rozmarzoną. To książka dla każdego w każdym wieku, dla żony, kochanka, ojca czy córki nawet dla brata czy dziadka i babci. Dobrze, że trafiła w moje ręce.
10. Miłość po polsku - Manuela Gretkowska
Perełka w tym zestawieniu. To moja pierwsza przeczytana pozycja tej autorki, ale uważam że jest ostra, zarówno książka jak i z pewnością autorka. Czułam ogromną satysfakcje siedząc w pełnym tramwaju czytając o wargach sromowych i o spermie jako destylacie mężczyzny. I ten koniec.. chciałoby się zacząć od początku.

Oczywiście w t.zw. miedzy czasie zaczęłam jeszcze kilka innych ale nie skończyłam.
Czasami myślę sobie, że chciałabym mieć tyle czasu by móc tylko czytać a później pisać... i znowu czytać.

niedziela, 2 stycznia 2011

Nowy Rok

Sylwester... spędziłyśmy go razem. Wszystko byłoby ok.. no właśnie gdyby nie pewien, nie mały incydent. Wstąpił w nią samiusienki diabeł. Nie jestem w stanie powiedzieć co się z nią działo. Skończyło się tym, że wyszłam z imprezy o 4tej po 2.5 godzinnej jadce, sama. Przyjechała do mnie po niespełna godzinie odkąd ja dojechałam do domu. Rozebrała się, wśliznęła pod kołdrę i zasnęła. Rano uprzejmie wszystko jej przypomniałam, z każdym najmniejszym szczegółem, bo oczywiście nie pamiętała nic! Oczywiście przeprosiła, ale co to za przeprosiny skoro nie wiedziała, nie czuła, nie miała pojęcia za co mnie przeprasza.
Teraz patrzę na nią z zupełnie innej perspektywy. Musi jeszcze troszeczkę czasu upłyną żeby moje zaufanie do niej wróciło. Póki co jest jakby trochę lepiej niż, przed tą feralną nocą Sylwestrową. Przed nami kilka dni nie widzenia się, no chyba że wpadniemy jutro rano na siebie w tramwaju jadąc do pracy.

A moje postanowienia noworoczne to:
1. Całkowicie rzucam palenie. Nie będę popalać z bratem, raz na czas. Ani jak ktoś zostawi u mnie fajki. Całkowicie RZUCAM PALENIE!
2. Nie będę jadła w KFC ani McDonald's. Tylko i wyłącznie w domu. ZDROWO!
3. Zrzucę 6 kilogramów i co wtorek będę chodziła na siłownie.
4. OBRONIĘ SIĘ!
5. Kupie mieszkanie.
6. A już w styczniu sprawię sobie kota... niebieskiego!




Szczęśliwego Nowego Roku!!!