środa, 29 grudnia 2010

Ostatneczna diagnoza

Mój zasłużony cienkusek jest do wymiany. Niestety po raz kolejny padł i przez prawie miesiąc był w stanie reanimacji. Zatem niebawem czeka mnie zakup, na kolejnych co najmniej 5 lat.
Jak wiemy kończy się rok i zaczyna nowy i przydałoby się jakieś podsumowanie, może postanowienia. Jedno co przychodzi mi do głowy to to, że ten rok był dla mnie bardzo szybki. Jaki będzie przyszły... na pewno lepszy.
Jeśli chodzi o sprawy codzienne, to chcieli mnie wyrzucić z uczelni przed samą obrona, ale się wybroniłam przed samiuśkim rektorem. A dzień przed świętami zadzwoniła do mnie we własnej osobie moja pani promotor z pytaniem, co tam u mnie i czy ja jeszcze w ogóle studiuję. Miło że zadzwoniła:)
W pracy... nie chce zapeszać... lepiej. Oby tak dalej!
A w życiu prywatnym, wszystko zaczęło się rozwijać, myślę że w dobrą stronę.
A wracając jeszcze do pracy, odnoszę wrażenie, że podrywa mnie koleżanka, cwana z niej kokietka. Od kilku dni tak jakby czekała na mnie przy wejściu, żeby się tylko przywitać, zagadać dwa zdania. Ja widzę, że ona się peszy rozmawiając ze mną a zarazem czuję że ona widzi moje speszenie. Tylko po co to wszystko. Ona od kilku lat jest z facetem a ja też, tak jakbym była zajęta. 

poniedziałek, 6 grudnia 2010

To tylko choroba zakaźna...

Przymusowy urlop. Mam pracować w domu i się kurować. Na szczęście tylko kilka dni. Zarażałam przez ostatnie dwa tygodnie, nie mając najmniejszej świadomości tego. Nawet uścisk dłoni mógł nieść za sobą chorobę. To dobry czas na skończenie pracy dyplomowej, podbicie obiegówki i zastanowieniu się na tematem następnej pracy.

Zaufała mi, otworzyła się przede mną. Zaczęła mówić.To ogromny krok w przód.

piątek, 3 grudnia 2010

Dobrzy ludzie istnieją!!

Zaczęło się tak...
Kiedy wyszłam nad ranem na tramwaj, żeby dojechać do pkp okazało się, że jeszcze nic tego dnia nie jechało. Śnieg ostro walił w oczy, albo dupę, w zależności od ustawienia. W centrali taxi powiedzieli mi, czas oczekiwania 15-20 min, wiec odechciało mi się czekania. Ku mojemu zdziwieniu podjechał tramwaj.Wsiadając wiedziałam, że będę na styk na dworcu, ale w głębi duszy miałam nadzieje, że pociąg będzie opóźniony bądź nie będzie go w ogóle. Zatem kiedy wysiadłam już pod dworcem i spokojnym krokiem zmierzałam ku stacji, usłyszałam, że mój pociąg stoi już na peronie 2 a nie 3 i jest gotowy do odjazdu. Szybko spojrzałam na zegarek - zostało mi 4 min. Złapałam torbę w ręce, żeby było wygodniej i rura. Kiedy dobiegłam na peron, bez biletu, konduktor otworzył mi drzwi i powiedział z uśmiechem zapraszam, to jest najcieplejszy wagon. Więc weszłam i usiadłam sama w przedziale. Wsadziłam ręce w kieszenie, żeby wyciągnąć tel z kieszeni a tu pusto. Ani telefonu, ani pomadki, nic. Więc torba w dłoń i lecę do wyjścia i w tym momencie usłyszałam gwizdek a pociąg ruszył. Jak się okazało po kilku godzinach telefon, ktoś znalazł i odebrał telefon, ba mało tego oczywiście chciał go oddać,mieszkał w tym samym mieście i na tym samym osiedlu. Więc dzisiaj jak tylko wróciłam spotkałam się z nim i odzyskałam telefon. Przyznam, że nie sądziłam w taka dobroć ludzką. 
Ale wracając... kiedy już dojechałam na to spotkanie o kilkaset kilometrów oddalone od domu, okazało się że nic się nie odbywa, bo ludzie nie dojechali. Tylko cały szkopuł tkwi w tym, że taką informację uzyskałam po prawie 2 godzinach krążenia w mrozie po obcym mieście i szukania tego spotkania. I to by było na tyle jak na pierwszy dzień. Od 4.30 do 00.30 na nogach. Dzień pełen wrażeń. 
Wracając zastanawiałam się nad tym co dalej. Co z tą pracą, moim życiem, przyszłością. I znalazłam rozwiązanie. Jeśli już robię to co robię, to chciałabym być najlepsza, na początek na ziemi regionalnej a później chciałabym wyjechać do stolicy. W sensie, żeby sami mnie zaprosili, a co! Będę najlepsza!!



Oglądałam i nie polecam. Nie podobał mi się mimo, że zagrał w nim jeden z moich ulubionych aktorów Lean Neeson. W tym filmie jest chyba tylko jedna pozytywna rzecz - polska reżyserka. Jedyne co potrafiłam powiedzieć po obejrzeniu to... okropieństwo!

środa, 1 grudnia 2010

Cóż za piękna zima!

Piękna, mroźna, biała i miejmy nadzieje krótka będzie ta zima. Tak się składa, że w tą jakże cudowna pogodę dostałam delegacje i muszę się stawić jutro kilkaset kilometrów stąd w godzinach przedpołudniowych. Jest 23 a ja jestem zupełnie nie przygotowana. A co najlepsze za klika długich godzin odjeżdża mi pociąg. Wierzę i jestem prawie przekonana, że nie uda mi się nawet wyjechać z miasta. Nie wyjedzie tramwaj, a jak już dojdę do pkp okaże się, że pociągi nie kursują. Tak coś czuję, że tak się stanie. Bo nie mam najmniejszej ochoty na ten wyjazd w taki ziąb. A tymczasem czas spać, bo parę minut po czwartej trzeba wstać.

wtorek, 30 listopada 2010

System

To słowo raczej lubiane przeze mnie. Jednak nie tym razem. Padł mi. Bez żadnego najmniejszego uprzedzenia mój mały Cienkus padł. Walczyłam z nim do dzisiaj. I jak widać wygrałam!
Przez ten miesiąc wydarzyło się bardzo wiele, głównie w życiu zawodowym, niestety nie prywatnym. W końcu poznałam swoją kierowniczkę. To młoda babka ale z jajami, prawdziwy kierownik. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. To dopiero kilka tygodni naszej wspólnej pracy i nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, ale mam ogromną nadzieję, że wszystko ułoży się po mojej myśli.
Tego samego dnia kiedy włączyłam komputer i okazało się, że nie działa, doznałam kontuzji. Wyglądało bardzo poważnie, podejrzenie złamania kości czaszki, podejrzenie krwiaka, bądź krwotoku do mózgu, a skończyło się na diagnozie - wstrząśnienie mózgu. Dwa tygodnie wycięte z życia. Leżenie i spanie, każdy najmniejszy ruch bolał, bolał w głowie. Ale już mam to za sobą i nie ma co wracać. NIGDY WIĘCEJ!
Z kolejnych dziwnych moich przypadków to tydzień po urazie głowy pośliznęłam się i wylądowałam z całym impetem na plecach. Obeszło się bez większych obrażeń. Później wsadziłam prostego palca w ściankę szafki i rozcięłam palca nożem, przy krojeniu pieczarek. Krew się lała okrutnie. To by było na tyle, póki co.
Natomiast jeśli chodzi o sprawy sercowe to... to ciężki temat. Gryzie mnie i nie potrafię sobie poradzić a najgorsze jest to, że nie mam nawet z kim o tym porozmawiać. Oczywiście spotykamy się. Właśnie, spotykamy, od pięciu miesięcy. Nie wiem co mam myśleć. Ona nic nie mówi wprost i dosadnie. Poza tym, że mi nie ufa. 'Ale gdybym wiedziała, to czego nie wiem, to bym wiedziała dlaczego ma takie trudności z zaufaniem.' Prawda że proste?! O przepraszam, raz Jej się wymknęło, że chciałaby poczuć takie wow, szaleństwo, poryw, ale niestety nie może. Staram się Ją zrozumieć, na prawdę się staram. Tylko, że w moim przypadku ten poryw to szaleństwo zaczyna chyba powoli przygasać. I odnoszę wrażenie, że zaczynamy się rozmijać. Choć niby nasze oczekiwania są podobne. Uwielbiam Ją, przytulać, całować, powodować na Jej twarzy uśmiech, ale ja nie wiem czy w drugą stronę jest podobnie.
Ja wiem, że pewne rzeczy można wyczytać z gestów, zachowania, ale ja już mam dosyć domysłów, chciałabym w końcu usłyszeć coś... cokolwiek! Nie ważne czy dobrego czy złego, coś bardziej określonego, wymownego, nasyconego emocjami. Ale mam Jej to powiedzieć, powiedz mi coś?!
Wierzę, że to się zmieni, ale nie wiem czy moja wiara jest zasadna.

To by było na dzisiaj tyle. Cieszę się, że znowu mam możliwość pisania, bo bardzo mi tego brakowało. A teraz zabieram się za czytanie, bo czas nadrobić zaległości:)
Pozdrawiam i życzę gorrrrącego wieczoru, niekoniecznie pod kołdrą czy kocem;) 

sobota, 30 października 2010

Wszystkich Sztywnych!

Była u mnie wczoraj. Późnym wieczorem. Najpierw nadrobiłyśmy rozmowę na którą nie miałyśmy ostatnio prawie czasu. Nadrobiłyśmy też zaległe całusy, buziaki, pocałunki, bo kilka dni byłam chora i dla obopólnego dobra musiałyśmy zaprzestać tym jakże przyjemnym... :)
Później włączyłam film. "Bo to się zwykle tak zaczyna..." od filmu. Nie znam nawet jednej sceny. Uśmiechała się tak całą sobą, ma piękny, delikatny uśmiech. Obudziłyśmy się wtulone w siebie po kilku godzinach. Powiedziała tylko, muszę już uciekać bo ty rano wyjeżdżasz, proszę nie wstawaj. Wstałam, pod drzwiami nie mogłyśmy się rozstać. Czułam, że tego wieczoru była bardzo blisko mnie.

Zaraz wyjeżdżam. Można mnie spotkać w pkp na trasie Warszawa - Wrocław z PZP:) 
Moje 'ulubione' święto.
Chodzących futer i kozaczków!
W tym roku może być mały problem, bo ma być ciepło... hehehe:D

poniedziałek, 25 października 2010

"...może by Pani chciała do trójkąta?"

Było świetnie.
Nic się nie zmieniło w naszych relacjach, ciągle działa na mnie niesamowicie podniecająco:) Ten facet ma to coś w sobie;) Koncert zakończył się owacją na stojąco, tańcami pod sceną i wspólnym śpiewem. Było rewelacyjnie.
I na koniec, Maćka dobre słowo na niedziele...
"Kochani proszę odpuście Jarkowi, chociaż przez tydzień. On nie wie co mówi. On jest sam, a nas jest czterdzieści milionów."
;)

sobota, 23 października 2010

jako syn Edwarda i Barbary... Pan M.

Miały się odbyć dzisiaj zajęcia z pewną panią profesor, która w sposób szczególny zwróciła na mnie uwagę. Miały, więc się nie odbyły. Jednak w zamian za nią przyjechał jej mąż, szanowany na całym świecie znawca tematu a tym samym profesor filozofii.
Facet krzyczał. Przez całe zajęcia krzyczał! Wychodziły z niego tylko złe emocje. Nie padło chyba ani jedno dobre, pozytywne zdanie. Negował, wszystkich i wszystko. Każdy się bał odezwać. Ale najbardziej spodobało mi się jak szanowny pan dzielił książki które przeczytał na metry, metry jednego autora. W głównej mierze zgadzam się z nim, jeśli chodzi o czytanie, przeszukiwanie i zgłębianie tematów które są dla nas bliskie. Ale z drugiej strony jak pomyślę, że miałabym przeczytać te wszystkie pozycje o których dziś wspomniał, a było to jak stwierdził absolutne minimum, to przede wszystkim musiałabym być na bezrobociu, by mieć wystarczająco czasu na studiowanie (w pełnym znaczeniu tego słowa), jak również powinnam wtedy zarabiać co najmniej 2 razy tyle niż teraz, by było mnie stać na te "metry". Bo w swojej biblioteczce trzeba mieć te metry, oczywiście można wypożyczyć, ale później nie można do tego wrócić, już nie wspominając o kopiowaniu bo to kradzież własności intelektualnej.
Chciałabym móc kiedyś pozwolić sobie na te wszystkie książki, które chciałabym mieć. Do tego na kolekcję płyt, szczególnie tych ulubionych wykonawców. I mieć tę chwile czasu by czytać by wsłuchiwać się w muzykę a nie tylko ją słuchać gdzieś w przelocie. 
Wracając do ulubionych wykonawców, to jutro jedziemy na koncert. Ostatni raz byłam na jego koncercie cztery lata temu. Jest moim faworytem. Kiedyś ktoś o nim napisał... pachnie seksem i ciepłym pisakiem. Tak też go czuję. 




czwartek, 21 października 2010

czwartkowo

To był zły dzień.
Odnoszę wrażenie, że jest wywierany na mnie jakiś dziwny nacisk w pracy.Wiem, że spowodowane jest to tym, że nie zostaję po godzinach. Taka już jestem. Jeśli wiem, że zrobiłam wszystko danego dnia, to nie widzę potrzeby siedzenia po godzinach. Natomiast moje koleżanki tak. One zostają codziennie i to nie 15 czy 20 min ale 2 czy 3 godziny. Mimo, że nie muszą.
Dzisiaj np. stała się rzecz bardzo dla mnie niezrozumiała, a mianowicie miałam zamienić dzisiaj koleżankę w zadaniu (po godzinach bo ona się nie wyrobiła) bo niby jest chora. Jak się okazało, wcale nie jest, bo również była przy całym zadaniu, które trwało ponad 2 godziny. A wczoraj, jak już szykowałam się do wyjścia o godznie, której kończę prace, kierowniczka spojrzała na mnie i zapytała co teraz będę robić. A przepraszam bardzo... co ją to interesuje.
A po pracy było już ciemno , wiało, padało. W domu mało nie spadła mi patelnie z kuchenki. Chyba z tego zmęczenia. Ale jutro będzie lepiej, spokojniej.
Lubię swoja pracę, ale te baby... 

poniedziałek, 18 października 2010

Pokaże nie pokaże...

Zatem od początku...
Prawie się bronie! Znaczy pracę dyplomową bronie. Prawie... a jak wiadomo prawie robi wielką różnice. A różnica stąd, że nie mam praktyk i nie mam jak ich zrobić. To aż 8 tygodni, a ja pracuje 8 godzin dziennie, wiec jestem w czarnej dupie. 
Poza tym to pracuje, znaczy zaczęłam po urlopie. 
No i najważniejsze...
Jesteśmy My. Znaczy nie ma nas. Jest Ona i jestem ja. Ona biała, bo na blond to nie wygląda, ja niby czarna, ale tylko niby. Spotykamy się łohoho i jeszcze trochę. Tylko spotykamy. To będzie jakieś prawie trzy miesiące. Co mogę o niej powiedzieć. Jest piękna, jest zupełnie nie w moim typie, ale jej urok osobisty powalił mnie na kolana. Ma ciężki charakter. I pierwszy raz czuje, że to ktoś jest dojrzalszy ode mnie. Całe to jej podejście do życia, związków, rodziny. Przeraża mnie to. I nie zawsze mogę się z nią zgodzić. Bo ja z założenia jestem optymistką a ona realistką z naciskiem na realistyczny pesymizm. Ale kiedy jesteśmy razem, w sensie blisko siebie to oddziaływujemy bardzo pozytywnie.
Powiem tak, jest dobrze, ale mogłoby być dużo lepiej. Jak to mówi Ona... czas pokaże. A moje serce się rwie. I cholernie boi się odrzucenia.

niedziela, 17 października 2010

Pierwszy...

Ogromnie się cieszę, że znowu będę mogła zupełnie swobodnie pisać. Oczywiście ten blog będzie po części kontynuacją poprzedniego. Będzie bardziej rozwinięty, szczery, bardziej osobisty. Już tematy piętrzą się w myślach. Zatem...
Zapraszam!