środa, 30 marca 2011

Rodowita niemka tylko moja!

Byłam w domu... znaczy w miejscy gdzie dorastałam, bo mój dom jest tu, teraz. Kupiłam samochód, mój własny, osobisty, zajebisty. Nie pożyczony, użyczony, czy spadkowy. Bardzo się cieszę, choć chyba do końca jeszcze nie wierzę, że ten czarny okularnik z chromowanym grillem na alusach ze srebrną ramką na tablicy rejestracyjnej stojący pod klatką jest mój.
W domu (czyt. mieście rodzinnym) spotkałam brata, najmłodszego, najbliższego, ukochanego, który (już wiem) nie chciał się ze mną spotkać. A spotkałam go w piekarni, przypadkiem. Był ZDZIWIONY że mnie widzi i odniosłam wrażenie, że najchętniej by uciekł. Ale nie uciekł a podszedł... tara ra ram (!), rozerwana górna warga, napuchnięty, kości szczęki uszkodzone, złamany palec u reki, krótko mówią dostał wpierdol. Nie pytałam, od kogo i dlaczego, bo na pewno by skłamał i zrobił z siebie sierotę, poszkodowanego, a już co raz mniej wierzę w te jego bajki. A najgorsze w tym wszystkim jest to (pomijam to, że być może dostał za długi), że w reku trzymał 0.5 litra wódki a była 10 rano, poniedziałek. Załamka.
Nie mogę mu pomóc, bo on nie chce pomocy.

Staram się nie myśleć, nie przejmować. Bo dzieją się wokół mnie i we mnie tak niesamowite rzeczy, że czuję się jakbym wciąż chodziła otumaniona, zawieszona w przestrzeni. Jestem roztargniona, zamyślona, zakochana - NA MAXA!

Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru środowego i poranka czwartkowego;)

To jest tydzień pod znakiem... ;)