poniedziałek, 10 stycznia 2011

Poniedziałkowo

Nowy tydzień. Poniedziałek. Obudziłam się zestresowana, ponieważ miałam dziwny sen. Śniła mi się moja rodzina - ale nie cała, była też scena, pani prowadząca, telewizja i pogrzeb. Pamiętam, że bałam się spojrzeć w bok, na uroczystość pogrzebową. I nagle taka wstawka, jak wszyscy siedzimy w domu i wiemy, że umarła babcia (nigdy nie było takiej sytuacji), babcia za którą nie przepadałam, i zastanawiamy się w co ubrać babcie do trumny. Czuję to przerażenie które mnie ogarnia. Przez drzwi od pokoju wchodzi... babcia, w koszuli nocnej i w rękach trzyma czarną suknie. Patrzę na nią i wiem przecież, że ona nie żyje. Ale ona jest taka wyraźna, prawdziwa, realna. Wlepiam wzrok w dywan, obejmuję głowę rękoma i czuję przerażająca ciszę, pustkę, wszyscy na tą chwile zamierają. I słychać jak przesuwają się drzwi od szafy - same, bo wszyscy są w pokoju. W tej samej chwili kiedy drzwi szafy uderzają o ściankę boczną, zaczyna delikatnie czuć ruch ziemi. Coś co w moich rodzinnych rejonach nazywamy tąpnięciem. Otwieram oczy i wiem, że mam taką szafę, że to może u mnie sama się ruszyła, ale to tąpnięcie - przecież tu nie trzęsie. Czuję napięcie, obawę, strach. Łapię za telefon, godzina, 5:47, adrenalina 70/100, poniedziałek, czas wstawać, czas do pracy. Z każdą kolejna minutą strach mija..


Miłego tygodnia!