niedziela, 2 stycznia 2011

Nowy Rok

Sylwester... spędziłyśmy go razem. Wszystko byłoby ok.. no właśnie gdyby nie pewien, nie mały incydent. Wstąpił w nią samiusienki diabeł. Nie jestem w stanie powiedzieć co się z nią działo. Skończyło się tym, że wyszłam z imprezy o 4tej po 2.5 godzinnej jadce, sama. Przyjechała do mnie po niespełna godzinie odkąd ja dojechałam do domu. Rozebrała się, wśliznęła pod kołdrę i zasnęła. Rano uprzejmie wszystko jej przypomniałam, z każdym najmniejszym szczegółem, bo oczywiście nie pamiętała nic! Oczywiście przeprosiła, ale co to za przeprosiny skoro nie wiedziała, nie czuła, nie miała pojęcia za co mnie przeprasza.
Teraz patrzę na nią z zupełnie innej perspektywy. Musi jeszcze troszeczkę czasu upłyną żeby moje zaufanie do niej wróciło. Póki co jest jakby trochę lepiej niż, przed tą feralną nocą Sylwestrową. Przed nami kilka dni nie widzenia się, no chyba że wpadniemy jutro rano na siebie w tramwaju jadąc do pracy.

A moje postanowienia noworoczne to:
1. Całkowicie rzucam palenie. Nie będę popalać z bratem, raz na czas. Ani jak ktoś zostawi u mnie fajki. Całkowicie RZUCAM PALENIE!
2. Nie będę jadła w KFC ani McDonald's. Tylko i wyłącznie w domu. ZDROWO!
3. Zrzucę 6 kilogramów i co wtorek będę chodziła na siłownie.
4. OBRONIĘ SIĘ!
5. Kupie mieszkanie.
6. A już w styczniu sprawię sobie kota... niebieskiego!




Szczęśliwego Nowego Roku!!!