piątek, 3 grudnia 2010

Dobrzy ludzie istnieją!!

Zaczęło się tak...
Kiedy wyszłam nad ranem na tramwaj, żeby dojechać do pkp okazało się, że jeszcze nic tego dnia nie jechało. Śnieg ostro walił w oczy, albo dupę, w zależności od ustawienia. W centrali taxi powiedzieli mi, czas oczekiwania 15-20 min, wiec odechciało mi się czekania. Ku mojemu zdziwieniu podjechał tramwaj.Wsiadając wiedziałam, że będę na styk na dworcu, ale w głębi duszy miałam nadzieje, że pociąg będzie opóźniony bądź nie będzie go w ogóle. Zatem kiedy wysiadłam już pod dworcem i spokojnym krokiem zmierzałam ku stacji, usłyszałam, że mój pociąg stoi już na peronie 2 a nie 3 i jest gotowy do odjazdu. Szybko spojrzałam na zegarek - zostało mi 4 min. Złapałam torbę w ręce, żeby było wygodniej i rura. Kiedy dobiegłam na peron, bez biletu, konduktor otworzył mi drzwi i powiedział z uśmiechem zapraszam, to jest najcieplejszy wagon. Więc weszłam i usiadłam sama w przedziale. Wsadziłam ręce w kieszenie, żeby wyciągnąć tel z kieszeni a tu pusto. Ani telefonu, ani pomadki, nic. Więc torba w dłoń i lecę do wyjścia i w tym momencie usłyszałam gwizdek a pociąg ruszył. Jak się okazało po kilku godzinach telefon, ktoś znalazł i odebrał telefon, ba mało tego oczywiście chciał go oddać,mieszkał w tym samym mieście i na tym samym osiedlu. Więc dzisiaj jak tylko wróciłam spotkałam się z nim i odzyskałam telefon. Przyznam, że nie sądziłam w taka dobroć ludzką. 
Ale wracając... kiedy już dojechałam na to spotkanie o kilkaset kilometrów oddalone od domu, okazało się że nic się nie odbywa, bo ludzie nie dojechali. Tylko cały szkopuł tkwi w tym, że taką informację uzyskałam po prawie 2 godzinach krążenia w mrozie po obcym mieście i szukania tego spotkania. I to by było na tyle jak na pierwszy dzień. Od 4.30 do 00.30 na nogach. Dzień pełen wrażeń. 
Wracając zastanawiałam się nad tym co dalej. Co z tą pracą, moim życiem, przyszłością. I znalazłam rozwiązanie. Jeśli już robię to co robię, to chciałabym być najlepsza, na początek na ziemi regionalnej a później chciałabym wyjechać do stolicy. W sensie, żeby sami mnie zaprosili, a co! Będę najlepsza!!



Oglądałam i nie polecam. Nie podobał mi się mimo, że zagrał w nim jeden z moich ulubionych aktorów Lean Neeson. W tym filmie jest chyba tylko jedna pozytywna rzecz - polska reżyserka. Jedyne co potrafiłam powiedzieć po obejrzeniu to... okropieństwo!

4 komentarze:

  1. Ja też niedawno doświadczyłam podobnej niespodziewanej dobroci ludzkiej, napiszę o tym na blogu. Aż się wierzyć nie chce, że w Polsce to możliwe! zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale nie ma co się pocieszać, że to jakiś przełom w mentalności ludzi, czy coś podobnego. To najzwyczajniej w świecie niesamowite szczęście. A ten człowiek, to jednostka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, jakie Ty masz przygody to nie zazdroszcze :P Ale pomysl o byciu najlepsza,swietny :)
    Cos mi sie w blogu zacielo i nie widzialam, ze masz nowe notki :(

    Co do tej kobiety to nie chcialabym Cie dolowac ale 100% relacji ktore toczyly sie tak jak Twoja nie siegnely nigdy oficjalnego "zwiazku", nie liczylabym na zbyt wiele. Takie kobiety nie wiedza czego chca. Ale nie chce Cie dolowac, coz sa wyjatki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak już jest, że życie lubi zaskakiwać. Tak jak i w tych słabszych sprawach tak i w tych niesamowitych i pozytywnych:)

    OdpowiedzUsuń